środa, 22 maja 2013

Rozdział 6

Perspektywa Lili                                                       Muzyka

Następnego dnia, godziny poranne.


Jednym ruchem ręki zrzuciłam wyjący budzik ze stolika który narobił jeszcze więcej hałasu. Podparłam się na rękach i spojrzałam w poduszki. Wzdychnęłam ciężko i zwlekłam się z łóżka. Odgarnęłam pokręcone kosmyki i przeciągnęłam się. Wczorajszy wieczór był beznadziejny. Pierwszy raz od kilku tygodni płakałam. Wszystko zaczęło mnie przerastać. Nie chciałam wylądować w internacie, a tej cholernej biologii nigdy nie zaliczę ! Odpędzając wczorajsze zdarzenia podeszłam do szafyi wybrałam sobie ciuchy, następnie poszłam do łazienki. Wzięłam krótki prysznic, umyłam włosy na które nałożyłam odżywkęm ubrałam się i poszłam zjeść śniadanie. 

Zrobiłam sobie waniliową latte i dwie kanapki z sałatą, szynką, pomidorem i ogórkiem. Po zjedzeniu i wypiciu kawy wróciłam do swojego pokoju. Odszukałam telefon i wysłałam smsa do Andrei, że może już wychodzić z domu. Założyłam plecak i zabrałam longboarda leżącego pod ścianą. 

Wyszłam z domu i rozejrzałam się czy Andi przypadkiem już nie jedzie. Po trzech minutach wreszcie ją zobaczyłam. Była bardzo ładnie ubrana.
 Wskoczyłam na swojego longa i wjechałam na ulicę witając się z przyjaciółką. Po ponad 15 minutach dojechałyśmy do szkoły. W sam razy na rozpoczęcie lekcji. Zostawiłyśmy longi u zaprzyjaźnionego kustosza i poszłyśmy na pierwszą lekcję którą była matematyka. Lubiłam matmę, to może się wydawać dziwne ale nie miałam z nią większych problemów. Niestety moja brązowooka towarzyszka broni no coż… nie trawiła słowa matematyka od 4 klasy podstawówki. Na dzisiejszej lekcji mieliśmy równania trygonometryczne. Pod koniec zajęć pani zadała nam kilka przykładów do rozwiązania. 
– Koniec czasu, ile wynosi L tego kąta ? – spytała nauczycielka. 
– 51 – odpowiedziała kujonka Jenny.
– Kurwa znowu źle – warknęła Andrea a ja tylko się zaśmiałam. 
– Wolność ! – krzyknęła Andrea wraz z dźwiękiem dzwonka. Nauczycielka spojrzała na nas spode łba – Chodź za nim tej babie przyjdzie jeszcze zadać nam coś do domu – blondynka pociągnęła mnie za sobą w stronę drzwi. Wyszłyśmy na holl i zaczęłyśmy lamentować nad moim losem, albowiem właśnie teraz mamy biologię. Jak zwykle przerwa minęła w mgnieniu oka. – Wyluzuj się i pamiętaj stres piękności szkodzi. – Andrea uśmiechnęła się do mnie szeroko – Chyba raczej złość – Oj nie ważne – zaśmiała się i nagle spoważniała – Idzie – powiedziała cicho i stanęła obok mnie. Zmierzyłyśmy nauczycielkę pełnym pożałowania wzrokiem. Ta baba nie miała pojęcia o modzie, nie mówimy tu o najnowszych trendach tylko o tym że do długiej czarnej spódnicy nie można ubrać pomarańczowego swetra i niebieskiego szalika w paski. – Niech jeszcze założy skarpetki i sandały – powiedziała mi na ucho Andi przez co obie zaczęłyśmy chichotać. Usiadłyśmy w swojej ławce i przysłuchiwałyśmy się jak nauczycielka po kolei rozmawia z uczniami na temat ocen. Z każdą minutą co raz bardziej się niecierpliwiłam, chciałam to już mieć za sobą. – Liliana Nelson – usłyszałam ten dziwnie zachrypnięty głos profesorki. Poczułam się jak pies z podkulonym ogonem. – Mhm – odchrząknęłam. – Nie zaliczona genetyka – spojrzała w dziennik a następnie wbiła we mnie wzrok zsuwając okulary z nosa. – Wiesz że nie przepuszczam nikogo bez zaliczonej genetyki. – Ta wiem – przewróciłam oczami – Termin zaliczenia jest w piątek o 13. Życzę miłej nauki – uśmiechnęła się wrednie i znów odleciała w dziennik. 
– Nie dam rady nauczyć się tego do piątku – podparłam rękoma głowę. – Musisz spróbować, jeśli nie zdasz nie polecimy na wakacje – rzekła Adrea przygnębionym tonem – Wiem ale cuda się nie zdarzają nie doznam nagle jakiegoś olśnienia, no chyba że ono jakimś cudem na mnie spłynie – westchnęłam i położyłam się na ławce zamykając oczy. Muszę coś wymyślić, przecież muszę zdać. A skoro nie dam rady się nauczyć to może da się ubłagać jakoś tę starą klempe. Trzeba będzie pogadać ze starszymi klasami – moje rozmyślanie przerwał dzwonek na przerwę. Jej ale szybko zleciało : o Trzy kolejne lekcje prawie w niczym nie różniły się od lekcji biologii, termin wystawiania ocen mijał w piątek a w poniedziałek świadectwa były rozsyłane do domów. Niestety moich męczarni nie nadszedł kres, ponieważ ostatnią lekcją były artystyczne. Lubiłam te zajęcia nawet bardzo, do czasu kiedy pani Linton nie poślizgnęła się na rozsypanych przez nas ołówkach i nie złamała nogi. Poszła na zwolnienie a nowa nauczycielka okazała się być nie dorobioną artystką z bożej łaski. Jak dla mnie mogła ona malować chodnik kredą a nie uczyć nas rysunku. Ta kobieta zawsze wszystkiego się czepiała a z uwagi na mój trudny charakter nigdy nie bałam się jej odpyskować gdy krytykowała moje prace. Tak więc pani Hudson i ja jesteśmy na wojennej ścieżce. Gdy zaczęła smęcić nad ocenami myślałam że umrę, Andrea ma 3 numer w dzienniku a do tego trójkę na semestr szkoda tylko że cwaniara zawsze oddawała prace które kupowała od dzieciaków z niższych klas. Blondynka po wysłuchaniu swojej oceny najnormalniej w świecie zasnęła. Ja miałam numer 19 więc minęło 26 minut lekcji za nim nauczycielka doszła do mojego nazwiska. – No Nelson, masz dla mnie jakieś prace czy nie ? – zadowolona mina krótko ściętej brunetki wywołała u mnie palpitacje serca. Jak boga kocham wstanę i wbiję jej ołówek w to oko albo od razu pozbawię jej wzroku. – Nie, nie mam – wycedziłam przez zęby. – Termin do piątku – powiedziała poważnym tonem. – Jeszcze się zdziwisz – mruknęłam pod nosem wyciągając telefon. Weszłam na TT i dodałam posta ‘’ Chyba nie zdam, ratunku ! ‘’ Przeglądałam jeszcze posty swoich znajomych a następnie weszłam na instagrama, dawno na nim nie siedziałam przy okazji zrobiłam mały porządek i pousuwałam kilka zdjęć. Nagle do mych uszu dobiegł ten przyjemny dźwięk. Dźwięk dzwonka ! – Andrea wstawaj – poczochrałam blondynce włosy po czym wstałam zasuwając krzesło. Zaszłyśmy do kustosza po nasze longboardy i wyszłyśmy przed budynek. – Ei Lili – przyjaciółka zatrzymała mnie przy ulicy – Muszę zajechać do cioci po jakąś paczkę dla mamy, sory – Nie ma sprawy jedź. Wieczorem pogadamy na skype ok. ? – uśmiechnęłam się do niej – Okej, zadzwonię – przytuliłyśmy się na pożegnanie i każda z nas odjechała w swoją stronę. Przemierzając londyńskie ulice żyłam już wakacjami, nie dopuszczałam do siebie myśli że mogłabym nie zdać. Miałam z Andreą polecieć do La, Ny i to musiało wypalić. Plaża, kluby, nowe znajomości, zakupy i nocne życie – już to sobie wyobrażam – westchnęłam rozmarzając się. Po kilku minutach dojeżdżałam już pod dom, niespodziewanie ktoś zatrąbił klaksonem a ja odwracając się wjechałam na krawężnik lądując na ziemi. Za sobą usłyszałam trzask drzwi.
– O matko nic Ci nie jest – usłyszałam znajomy głos, w tej samej chwili poczułam jak ktoś próbuje pomóc mi wstać podciągając za ramię. Gdy tylko stanęłam na nogi i zobaczyłam przed sobą twarz której nie lubiłam oglądać poczerwieniałam – Na kogo tak trąbisz debilu ! Człowieka nie widziałeś ! – wybuchłam sięgając po swój plecak który leżał na ziemi. – To było niechcący, przycisnąłem klakson jak wysiadałem z auta –tłumaczył brunet schylając się do ziemi. Zorientowałam się że mój szkicownik wypadł mi z plecaka. 
– Oddawaj to – rzuciłam w stronę chłopaka – Rysujesz ? – spytał zaciekawiony – Oddawaj no – próbowałam wyrwać mu zeszyt przeznaczony do rysunku lecz niestety brunet wyprostował rękę mocno do góry co uniemożliwiło mi przechwycenia go stając nawet na palcach – Tylko zerknę – odwrócił się do mnie plecami nim zdążyłam zaprotestować. – Całkiem nieźle, gdybyś popracowała nad małymi szczegółami byłoby jeszcze lepiej – uśmiechnął się w moją stronę – Dzięki za radę panie Pablo Picasso. – wyrwałam mu z rąk moją własność. 
- Gdyby te prace były dobre nie miałabym problemu z zaliczeniem– schowałam szkicownik do plecaka który zarzuciłam na ramię. – Masz problemy z zaliczeniem ? – zdziwił się mulat. 
– Taa. I jeśli nie oddam prac do piątku i nie zaliczę biologii mogę się pożegnać z wakacjami w Californii – wzdychnęłam. – Jeśli chcesz mogę udzielić Ci kilku lekcji – zaoferował – Ty ? – zmierzyłam go wzrokiem powstrzymując śmiech – Sama nazwałaś mnie Pablo Picasso – uśmiechnął się. – A tak na serio to ja też kiedyś rysowałem, teraz już nie bo mam masę innych spraw ale naprawdę mogę Ci pomóc.
– Pytanie tylko dlaczego ? Pewnie chcesz oczyścić sumienie przez to co mówiłeś na imprezie mam rację ? – splotłam ręce pod biustem – Nie, po prostu lubię pomagać ludziom. To jak mam Ci pomóc czy nie ? – Dobra niech będzie. To kiedy zaczynamy ? – westchnęłam biorąc do rąk longboarda. 
– Najlepiej od razu – brunet kiwnął głową żeby ruszyła za nim. Tak też zrobiłam. Weszliśmy na posesję i gęsiego zmierzaliśmy w stronę drzwi frontowych. Zayn wyjął klucze i przekręcił zamek wpuszczając mnie do środka. Dżentelmen ? – zadrwiłam w myślach. Poczekałam aż chłopak zamknie drzwi i znów ruszy przodem. Byłam przekonana że pójdziemy do jego pokoju lecz ten zaprowadził mnie do klatki z małpami czyli reszty tego mało znanego mi zespołu. 
– Cześć Lili ! – zawołał blondyn obżerający się chipsami. – Co Ty tu robisz ? Wyrzucili Cię z domu ? – szatyn imieniem Louis uśmiechnął się mierząc nas wzrokiem – Nie, ale miałam ochotę pooglądać sobie małpy więc przyszłam do was – odwzajemniłam uśmiech i poczułam ból w lewym ramieniu. Spojrzałam na mulata który marszczył brwi. – Loui podobno byłeś dobry z biologii – wyrwał brunet. – Chyba z anatomii – zadrwił krótko ścięty chłopak który był bardzo pochłonięty grą na xboksie – Miałem same 5 i 4 i wcale nie z anatomii – zmroził przyjaciela wzrokiem i znów spojrzał na nas – A czemu pytasz ? 
– Lil ma w tym tygodniu zaliczenie z artystycznych i biologii, zaoferowałem jej że pomogę z rysunku ale biologia to nie moja bajka – wytłumaczył mulat. – Zayn ! – oburzyłam się – Nie potrzebuje pomocy – dodałam stanowczo. – Widzisz nie ma problemu – szatyn wzruszył ramionami – Louis bądź dobrym sąsiadem – ciągnął dalej Malik. – Dobra ale jutro dzisiaj jestem zmęczony – Pasuje ? – brunet spojrzał na mnie pytająco – Mhm – mruknęłam niezadowolona. Dlaczego on mi to zrobił, miał mi tylko pomóc z rysunku ! – Chodź pójdziemy do mnie – rzucił chłopak zawracając do korytarza. – Dlaczego mi to zrobiłeś ! – spojrzałam na mulata dorównując mu kroku. – Bo Louis używa bardzo drastycznych metod nauczania a Tobie przyda się trochę lekcji dobrego wychowania – zaśmiał się – I to mówi Bad boy Zayn Malik ? – uniosłam jedną brew chichocząc – Nie jestem Bad Boyem panno Bad Girl – otworzył drzwi do swojego pokoju – A ja nie jestem Bad Girl, uwierzysz ? – rzuciłam mu spojrzenie pełne pogardy a on uśmiechnął się pod nosem. Położyłam longboarda na ziemi a plecak rzuciłam na łóżko na którym oboje usiedliśmy. – To co masz narysować na to zaliczenie ? – aksamitny głos brązowookiego przerwał chwilę niezręcznej ciszy jaka zapanowała po moich wcześniejszych słowach. – Jakieś zwierzę, ludzkie oko i jeden portret – odpowiedziałam wyciągając szkicownik. – Masz tu może jakieś swoje prace ? – Gdzieś pewnie są, może uda mi się na jutro poszukać – Jutro ? – zdziwiłam się – No chyba nie myślałaś że ogarniemy to w jedno popołudnie – zaśmiał się sięgając po ołówek. – Dobra ale wciąż nie rozumiem dlaczego mi pomagasz ? – wbiłam w niego wzrok. – Już Ci mówiłem lubię pomagać ludziom, koniec gadania więcej rysowania – powiedział stanowczo opierając się plecami o ramę łóżka. Uczyniłam to samo i zaczęłam przysłuchiwać się radom jakich udzielał mi mulat. Niektóre miały nawet sens i było mi trochę głupio że źle oceniłam jego możliwości. Dobrze że miałam już zaczęty rysunek jelenia i wystarczyła tylko godzinka na dokończenie pracy. No ale nie obeszło się bez poprawek mojego sąsiada artysty. Muszę przyznać że czas spędzony z Zaynem minął mi bardzo szybko i dość przyjemnie. 
– Ei ale wiesz że ten jego nos wygląda jak żelkowy misio ? – brunet wybuchł śmiechem a ja zrobiłam się czerwona ze złości. 
– Wcale tak nie wygląda ! – uderzyłam go łokciem w żebra lecz ten nie przestawał się śmiać. – Jesteś okropny – odwróciłam się do niego plecami i zaczęłam pakować swoje graty do plecaka. – No ei nie obrażaj się w domu poprawisz i będzie ok. – rzekł już bardziej opanowany – Mhm. Dzięki za pomoc tak wgl – powiedziałam nieco nieśmiało. Nie często zdarzało mi się komuś dziękować dlatego też dziwnie się czułam gdy przeszło mi to przez gardło. – Nie ma za co – uśmiechnął się podwijając rękawy swojej koszuli. Od razu przykułam wzrok do jego tatuaży, były takie oldschoolowe. 
– Podobają Ci się ? – dobiegł mnie jego głos, musiał zauważyć moje zainteresowanie tatuażami. -  Są bardzo oryginalne – odpowiedziałam przenosząc wzrok z jego ręki na jasnobrązowe tęczówki. – Mam ich około 18 – uśmiechnął się. – Woow. Wiem że to głupie pytanie ale czy to boli ? – zagryzłam dolną wargę. Mój głupi odruch gdy tracę pewność siebie ! – Tylko trochę, po chwili już się przyzwyczajasz. Chcesz sobie zrobić ? – uniósł jedną brew wbijając we mnie te swoje zaczarowane oczy. 
– Chciałabym ale bez zgody rodziców mi nie zrobią – skrzywiłam się wzdychając. Spojrzałam na mulata który wyraźnie się do mnie uśmiechał – Co znowu ? – Nic… Bad girl – zaakcentował ostatnie słowo krzyżując ręce na klacie. 
– Ale Ty jesteś czepialski ! – oburzyłam się sięgając do plecaka po papierosy. Wyciągnęłam jednego z paczki a następnie zaczęłam przeszukiwać kieszenie żeby odnaleźć zapalniczkę. – Pozwoliłem Ci palić w pokoju ? – rzucił mulat przykuwając tym moją uwagę. – A czy ja pozwoliłam Ci załatwiać mi korki z biologii ? – wytknęłam mu język. – Cwaniara. Zarzuć mi jednego – wyciągnął rękę w moją stronę. Niechętnie podałam chłopakowi paczkę z czterema ostatnimi papierosami. – Ogień – zakomunikował wyciągając drugą rękę. Przewróciłam oczami i rzuciłam przedmiot w ręce mulata który jednym ruchem podpalił swojego papierosa. – Opowiesz coś o sobie – spytał brunet nawiązując ze mną kontakt wzrokowy – A co konkretnie chciałbyś wiedzieć ? – zaciągnęłam się. – Twoje imię – Lili. To chyba nie Brytyjskie imię – Brawo za spostrzegawczość – uśmiechnęłam się – Moja mama jest Brytyjką a ojciec pochodzi z Los Angeles gdzie się urodziłam. Lili to zdrobnienie od Liliana – po łacinie Lili oznacza królowa piękności. Moja mama zaplanowała mi życie od urodzenia, dała mi to imię ponieważ nosicielki tego imienia są zdeterminowane i dążą do celu. A mama chciała żebym została modelką, od małego dbała o moje odżywianie, figurę, podstawę i tak dalej ale to nie dla mnie. Gdy miałam 15 lat zbuntowałam się i ostro pokłóciłam z matką. Powiedziałam jej że nie będę modelką choćby miała mnie ciągnąć na sesje siłą. Od tamtej pory nasz kontakt ograniczył się do minimum. – ponownie zaciągnęłam się dymem nikotynowym. – To słabo. Rodzice powinni akceptować decyzje swoich dzieci. A wiesz że moje imię po arabsku też oznacza piękny ? – Zayn był rozbawiony małym zbiegiem okoliczności, a ja byłam raczej zdziwiona. – Twój tata jest Pakistańczykiem mam rację ? – Mhm – przytaknął przykładając filtr do ust. 
– Ale wiesz, że twoje imię to pomyłka – uśmiechnęłam się zadziornie – Jak to ? – mulat na czworakach usiadł obok mnie a następnie sięgnął po popielniczkę leżącą na stoliku nocnym i zgasił papierosa. – No bo z tym pięknym to nie trafione – zgasiłam papierosa kątem oka spoglądając na twarz bruneta. – Moja dziewczyna jest innego zdania – wyszczerzył się dumnie. – Jest niewidoma ? – udałam zdziwienie. – Ty mała wredna iskierko ! – Zayn wyciągnął spod pleców poduszkę i zaczął mnie nią okładać. – Przestań psycholu ! – krzyczałam przez śmiech osłaniając się rękami. 
– Odwołaj to słyszysz ! – Ale co, to że masz ślepą dziewczynę czy to że nie jesteś piękny ? – I to i to – powiedział stanowczo przerywając bombardowanie poduszką. – Dobra odwołuje – uśmiechnęłam się pokazując przy tym dołeczki. – Widzisz wyszło na moje – chłopak podał mi dłoń abym podniosła się do pionu. – Dlaczego nazwałeś mnie iskierką ? – spojrzałam na niego zaciekawiona. – Twoje włosy. Wyglądają jakby płonęły. – odpowiedział odgarniając jeden kosmyk moich kręconych włosów za ucho. W tym samym momencie miałam chwilę aby dokładnie przyjrzeć się każdemu detalowi jego twarzy. Brwi, nos, oczy, usta, zarost wszystko dobrze ze sobą współgrało dając efekt przystojnego Bad boya. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach jego perfum, zaciągnęłam się nimi spoglądając w tęczówki bruneta. Nasze spojrzenia się spotkały. Poczułam się jakby ktoś podłączył mnie do kontaktu, przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. – Muszę już iść, zrobiło się późno – wyrwałam zeskakując szybko z łóżka. – Odprowadzić Cię ? – usłyszałam zmieszany głos mulata. – Nie trzeba, znajdę drogę – zarzuciłam na ramię plecak i wzięłam longboarda. Następnie pośpiesznie opuściłam pomieszczenie zamykając za sobą drzwi...

                                                                                                                                                

Hej hoo !
Ten rozdział dedykuję dla mojej przyjaciółki J. która bardzo polubiła moje opowiadanie :***
To dla Ciebie na poprawę humorku :)) Dziękuje za wszystkie komentarze to strasznie kochane bardzo dziękuje ! Kolejny rozdział myślę, że  w piątek lub w weekend  buziaki :D

6 komentarzy:

  1. Widać, że między Lilą i Zaynem coś zaczyna iskrzyć, a to mi się strasznie podoba ... ;))
    Mam tylko nadzieję, że nie będzie internatu ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zobaczymy, zobaczymy ^^
      Na pewno w kolejnych rozdziałach nieco was zaskoczę !

      Usuń
  2. No i jak tu się nie zakochac w twoich opowiadaniach ? Masz taki świetny styl pisania i talent ! Zazdroszczę Ci ,a Lili ma intrygujący charakter. Już się nie mogę doczekać nn ,życzę weny :p

    OdpowiedzUsuń
  3. uuuu romantycznie:D:D:D hihihi opowiadanie niesamowite wiec nie rozumiem czemu mało osob pisze aaaa... no tak sa zajeci czytaniem:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne xD
    Haha, ciekawe o jakie "drastyczne metody nauczania" chodziło Zayn'owi :P Czyżby Lou był taki zły ? :D Nie uwierzę ^^
    Awww, słodko ;3 Przechodzę do nexta :*
    M.

    OdpowiedzUsuń

Szablon